Kołomyja była kwintesencją kontrastu - pięknych, bogatych kamienic w centrum i biednych chatynek na przedmieściach. Elegancko ubranych dżentelmenów w pumpach i melonikach na głowach, z nieodłączną laseczką w ręku można było spotkać na ulicy obok chasydów w chałatach i jarmułkach na głowach, Hucułów w serdakach oraz Rusinów w bogato haftowanych koszulach. Kołomyja była miastem popularnym. Jej nazwę znali prawie wszyscy w Polsce, choć czasem wprawiała mieszkańców w pewne zakłopotanie - było bowiem w tej nazwie coś jednocześnie tajemniczego i żartobliwego, poważnego i śmiesznego, dumnego i wstydliwego.
Żabie - stolica Huculszczyzny. Było w Czarnohorze, tej kolebce Hucułów, wiele miejscowości, takich jak Kosmacz, Krzyworównia, Krasnoiła, Jabłonica, Bystrec, które mogłyby pretendować do miana stolicy Huculszczyzny. Zdominowało je wszystkie Żabie, stając się nie tylko stolicą, ale i znakiem firmowym Hucułów. Pisarz Józef Wittlin, autor "Soli ziemi", uznał Żabie za najciekawszy zakątek ziemi huculskiej, pachnący mietą w letnie wieczory, z sennymi przysiółkami przylepionymi do cichych połonin, gdzie pasterze grają na długich trombitach.
Dobromil - miasteczko położone w dolinie rzeki Wyrwy - miał po wojnie, w 1945 roku, wyjątkowego pecha. Gdy geodeci przyszli ze swymi urządzeniami wykreślać w myśl wytycznych konferencji w Jałcie granicę, nie było jasne komu Dobromil przyznać - Polsce czy ZSRR. Wydawało się, że o przebiegu granicy rozstrzygnie logika uwzględniająca interesy gospodarcze układających się państw, że nie zostaną poszatkowane szlaki komunikacyjne między przygranicznymi miejscowościami. Stało się jednak inaczej. Patrząc dziś na mapę południowo-wschodniej Polski, łatwo zauważyć, że na południe od Przemyśla granica państwowa załamuje się nagle i wbija klinem ku zachodowi, przecinając dwukrotnie podkarpacką linię kolejową Przemyśl-Ustrzyki, tak że jej odcinek Hermanowice-Niżankowice-Dobromil-Chyrów-Krościenko jest wyjątkowo uciążliwy dla obu stron - i dla Ukraińców i dla Polaków. Z Przemyśla do Ustrzyk na znacznym odcinku trzeba przejeżdżać w zaplombowanych wagonach, bo ni stąd, ni zowąd pociąg wtacza się na terytorium innego państwa, by go po chwili opuścić. Był to i jest do dzisiaj bodaj najbardziej nielogicznie wytyczony odcinek graniczny na świecie. [fragment tekstu]
W każdym tomie Kresowej Atlantydy jest miasto dominujące swoją wielkością, oryginalnością i znaczeniem oraz wyróżniające się aromatem mitów i legend. [...] W tomie piątym są dwa takie miasta: Sambor (skąd wywodziła się Polka, która została carycą Rosji) - miasto sadów i ogrodników, oraz Nadwórna (funkjonująca w cieniu potężnego zamku) - miasto pulsujące oryginalnością, wykorzystujące bogactwo szybów naftowych, które były na jego przedmieściach, brama wiodąca w malownicze góry Gorgany. Historia Nadwórnej to również patriotyczna karta związana z walkami legionistów II Brygady generała Józefa Hallera, którzy w pobliskich miejscowościach: Rafajłowej, Bohorodczanach, Mołotkowie, Sołotwinie czy Kosmaczu tworzyli militarne fakty dokonane, mające wpływ na kształt odrodzonej w 1918 roku Rzeczpospolitej. Pisząc o Samborze, nie mogłem pominąć jego okolic, a szczególnie Rudek i Beńkowej Wiszni, które wpisały się na karty literatury polskiej dzięki ciągle żywej twórczości Aleksandra Fredry. [fragment tekstu]
"Kiedy otworzyłem pierwszy tom Kresowej Atlantydy, odczułem, że zawarte na stronach tej książki opisy pokryły się z moją wyobraźnią. Rozpoznałem w czasie lektury miejsca, które żyły dotąd we mnie jako mój własny świat. Rozpoznałem postacie, które żyły także w opowieściach mojej rodziny. A więc można odnaleźć się w miejscach, w których się nigdy nie było. Stało się to dzięki talentowi i wnikliwości Autora, który potrafi być równocześnie wnikliwym historykiem, znakomitym obserwatorem ludzkich losów, a równocześnie kimś bliskim swoim bohaterom jak ktoś z rodziny. I przyznam się, że podziw łączył się u mnie z zazdrością, że to nie ja poznałem takich bohaterów, że to nie ja ich opisałem". [Andrzej Mularczyk - pisarz, scenarzysta]
Dzieło opisania 200 miast, które w wyniku ll wojny światowej zostały za wschodnią granicą Polski, podjął czołowy badacz i popularyzator dziedzictwa Kresów Wschodnich. Przez prawie trzy dekady badawczej pracy nad historią Kresów wyrobił sobie prof. Nicieja niezwykłą markę. Zgłaszają się do niego setki osób pragnących przekazać swoje rodzinne dokumenty, pamiątki, chcących opowiedzieć historię swoich rodzin. Z jednej strony to wielka praca - uporządkować te opowieści, tysiące zeskanowanych fotografii. Z drugiej strony dla historyka prawdziwe eldorado - dysponuje bowiem niewyczerpa nymi, wciąż powiększającymi się zasobami.
Do tego dochodzi talent narracyjny Niciei. On po prostu umie opowiadać, jest świetnym pisarzem. Historyk posiadający taki dar okazuje się podwójnym wybrańcem losu. Nie tylko powiększa zasoby wiedzy, ale też jest po prostu czytany.
Kresowa Atlantyda to swoista księga kresowych losów. Losów polskich, arcypolskich. Z tą jednak różnicą, że Atlantyda była ziemią mityczną. Polskie Kresy Wschodnie były jak najbardziej realną. [Marcin Hałaś, "Historia. Uważam Rze", nr 8 (41), sierpień 2015]
Uważam siedem tomów Kresowej Atlantydy za dokonanie autorskie i wydawnicze nie tylko zupełnie niezwykłe, ale także ogromne dla narodowej kultury cenne. Po pierwsze: przywraca ono zarówno pamięć o utraconych przez nas ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, jak też o istotnym wkładzie Polaków w dorobek kulturalny pozostawiony na Kresach. Po drugie: przywraca ono jakby do życia dawnych mieszkańców tamtych ziem. Dzięki zamieszczonym w Kresowej Atlantydzie fotografiom, ludzie ci nagle zmarchwystają, stwarza to wrażenie, że żyją wśród nas, że są z nami, tworzącymi tzw. sztafete pokoleń i nie zostali przez nas zapomniani. Po trzecie: Kresowa Atlantyda jest autorskim i edytorskim wydarzeniem także dlatego, że nie mogła by powstać, gdyby w jej tworzeniu nie uczestniczyły setki członków rodzin byłych mieszkańców Kresów, którzy przesłali prof. Niciei dokumenty, zdjęcia, dzielili się z nim wspomnieniami. Sądzę, że te książki nie byłyby aż tak wspaniałe, gdyby uch autor nie znalazł tak znakomitego wydawcy, jakim okazał się Bogusław Szybkowski. Nie należy też zapominać wkładu pracy redaktorki, Haliny Niciei, opublikowanych w tych książkach tekstów. [Prof. Tadeusz Szarota, Instytut PAN, przewodniczący jury Nagrody Klio]
W IX tomie Kresowej Atlantydy znowu wyprawiam się na Wołyń. Po Łucku, Kiwercach i Przebrażu przyszedł czas na Krzemieniec i Kisielin. Pisałem ten tom w czasie, gdy na ekrany wchodził film Wojciecha Smarzowskiego Wołyń. Główną zasługą filmu Wołyń jest to, że obrazem nazwał po imieniu banderowskie ludobójstwo. Złamał szkodliwe tabu w polskiej kinematografii. Nic nie dadzą debaty, na ile film ten jest szkodliwy bądź pożyteczny w dziele polsko-ukraińskiego pojednania. Taki film powinien powstać, bo tego wymagała polska trauma i polska racja historyczna. Wołyń Wojciecha Smarzowskiego jest hołdem oddanym ofiarom.
Należy tylko żałować, że Wołyń Smarzowskiego jest spłaszczony tematycznie, bo jest to historia Wołynia plebejskiego. Akcja dzieje się w jakimś skansenie, gdzie nie ma ani jednego murowanego domu, bieda wygląda z każdego kąta. Taki Wołyń też był. Ale rzecz w tym, że nie tylko taki. Mam w dyspozycji tysiące zdjęć z Wołynia, na których są zadbane murowane dwory, pałace, budynki szkół, barokowe kościoły, cerkwie i synagogi. Ludzie dobrze ubrani, szczęśliwi. Domy z werandami porosłymi winnym bluszczem. I taki Wołyń - obok tego plebejskiego - pokazuję w mojej Kresowej Atlantydzie. Nie wymyślam go. Dokumentuję to fotografiami.
Historii Kresów, Podola i Wołynia, nie można malować jedną barwą i grzęznąć w stereotypach. I to staram się czynić w kolejnych tomach Kresowej Atlantydy, przywołując obrazy tego, co spalili, zniszczyli i unicestwili Sowieci, hitlerowcy i banderowcy, i tego, co zatarł bezlitosny czas.
Opowieść o tym, jak historia potrafi splątać ludzkie losy i zadrwić z tych, którzy próbują nią manipulować.W 1924 roku mała ormiańska dziewczynka, Marysia Amirowicz, musi opuścić ukochane Kuty. Wraz z rodziną przenosi się do Stanisławowa, a po kilku latach rozpoczyna studia we Lwowie, gdzie, choć jeszcze o tym nie wie, czeka miłość jej życia - przystojny student chemii, Antoni. Sielankę i szczęście zakochanych burzy wojna. Antoni wyjeżdża na front i żadne z kochanków nawet nie przypuszcza, jaką niespodziankę z niego przywiezie.Czterdzieści lat później w życie starej i schorowanej Marii Amirowicz wkracza jej bratanica, Dorota, którą staruszka traktuje jak córkę i opowiada jej całe swoje życie, nie kryjąc rozgoryczenia i żalu do losu.Nastaje rok 2013. Dagmara, nauczycielka matematyki, poznaje w Krośnie młodego inżyniera, Adama i zakochuje się w nim z wzajemnością. Młodzi planują wspólną przyszłość, ale właśnie wtedy postanawia wtrącić się przeszłość.
UWAGI:
Na okładce: Kiedy zobaczył ja pierwszy raz, wiedział, że nigdy o niej nie zapomni
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
W pozornie sielską koegzystencję różnych narodowości Pokucia (Zachodnia Ukraina) wkracza polityka. Za sprawą organizacji nacjonalistycznych odżywają nadzieje Ukraińców na niepodległe państwo. Wybuch wojny zrywa dotychczasowe więzy szkolnej przyjaźni Fedora, Romana, Stiepana, Grzegorza, Michała oraz Izaaka. Ukraińcy Fedor, Roman i Stiepan wstępują do OUN. Żyd Izaak sympatyzujący z komunistami w 1941 roku ucieka z Armią Czerwoną do ZSRR, by powrócić w kwietniu 1944 jako oficer NKWD. Bracia Michał i Grzegorz pozostają na Pokuciu. Coraz większy terror UPA, w którym czynny udział biorą Fedor i Roman, doprowadza do śmierci Stiepana, Grzegorza i Miriam - młodzieńczej miłości Izaaka. Pod patronatem NKWD i bezpośrednim kierownictwem Izaaka, powstają istrebitielnyje bataliony oddziały specjalne do zwalczania UPA, do których wstępuje Michał. Julia, jego żona, podoba się Izaakowi. Ich wzajemna fascynacja rozwija się w tle bezwzględnej walki z sotniami UPA. Nie zrywa jej nawet wyjazd Julii na Ziemie Zachodnie. Michał walczy z UPA w Beskidach, gdzie poznaje Katrynę, łemkowską sanitariuszkę.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Julia i Natalka osiedlają się na Ziemiach Zachodnich. Julia, przekonana o śmierci Michała, próbuje bezskutecznie układać swoje uczuciowe życie. Mężczyzna wraca niespodziewanie w 1956 roku. Oboje próbują odnaleźć dawne uczucie, ale okazuje się to niemożliwe. Wieś, w której mieszkają, jest podzielona z powodu konfliktu z proboszczem. W 1967 roku Julia wyjeżdża do sanatorium, a Michał udaje się w Beskid Niski. Te wyjazdy pozwalają obojgu zrzucić brzemię przeszłości. Rok 1996. W willowej dzielnicy Wrocławia dokonane zostaje zabójstwo starszego człowieka. Sprawą zajmuje się dwoje młodych policjantów: Ewa i Andrzej. Wydaje się, że zginął Michał Jakubowski, ale śledztwo nie doprowadza do wykrycia sprawców. Rok 2010. Ewa i Andrzej otrzymują wiadomość, że zmarł... Michał Jakubowski. Nowe fakty doprowadzają do wznowienia śledztwa. Między Ewą i Andrzejem nawiązują się nici sympatii, przyjaźni, a w końcu zauroczenia. Tajemnicze zaginięcie na Zachodniej Ukrainie dwójki polskich turystów sprawia, że oboje decydują się na wyjazd w te same miejsca, w których podczas wojny ukrywała się sotnia UPA.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni